piątek, 30 listopada 2012

1206C w 2012 - świat materii vs. świat wirtualny

Zaczęło się od sobotniego biskwitu, 10-cio godzinny  powolny wypał zakończony o 2 iej nad ranem.
W niedzielę próba wypału kamionkowego; kolejnych 12 godzin majstrowania przy palnikach, wsłuchiwania się w ich   szum i gapienia w rozżarzony piec...
Piec doszedł do 1127C i dalej ani chciał drgnąć...za mało mocy z palników.
Wypał skończyłam ponownie o 2 nad ranem, zadowolona, bo przecież gdyby wszystko poszło jak z płatka to nie byłaby ceramika:)

W poniedziałek rano, na ewidentnym "powypałowym haju" pojechałam do Szczecina i pierwsze co dostałam mandat za przechodzenie w niedozwolonym miejscu.Próby przekonania policjanta, żeby dał mi upomnienie nie skutkowały. Odchodząc pożyczyłam mu miłego dnia, mimo wszystko, a  pod nosem mruknęłam-Cholera, kolejny punkt za tym by ze wsi nie wyjeżdżać!

Po tym zdarzeniu  przypomniałam sobie szereg wypadków które przydarzyły mi się w ubiegłym roku w "powypałowych stanach zamroczenia umysłu" i postanowiłam być potulną owieczką do końca dnia, przechodzić tylko na pasach i zgadzać się ze wszystkim co mi profesorowie na uczelni powiedzą....i prawie się udało...prawie, bo jakimś nie wiadomo jakim cudem, pod koniec dnia, przy korekcie z wyjątkowo przyjemnego przedmiotu jakim jest projektowanie znaku wdałam się w absurdalną dyskusję na temat dwu i trójwymiarowości, która totalnie mną wzburzyła....
Reprezentuję bowiem radykalną postawę, która dwuwymiarowe prezentowanie Świata uznaje za "poznawczo nieobiektywne" i  nazywam je "jednowymiarowymi" lub "płaskim"- co z kolei jest merytorycznie niepoprawne- bo jakby na to nie spojrzeć wymiary są dwa, nawet tego co płaskie.
Cóż....absurdalna dyskusja, niemniej jednak poruszająca.

Wtorek minął na modyfikacjach pieca, kupnie nowego palnika i szkliwieniu prac.
We środę kolejne wypalanie....(Madre Mia, que locura que vivo!), bo zlecenie trzeba w końcu dostarczyć. Kolejna butla z gazem, nowa krzywa wypału, dodatkowy palnik i jedziemy...Tym razem bardzo pilnuję czasu zamiast trzy stopniowej krzywej, ustalam jedno stopniową-150C/h i koniec.
Chcę pójść spać przed północą i rano o 6:30 znowu pojechać na uczelnię.
Cały wypał przebiega w miarę sprawnie.Piec dochodzi do temperatury.Widzę, gdzie jeszcze można wprowadzić małe modyfikacje, ale to już następnym razem, bez pośpiechu.
Delektuję się czasem spędzonym na wypalaniu skorup - delektuję  i ekscytuję, szczególnie od momentu gdy termopara zaczyna wskazywać powyżej 1000C. Od tej pory w zasadzie nie ruszam się z piecowni, patrzę w mrok nocy, zapijam herbatą i czuję że jak dla mnie, to jest najlepsze miejsce na Ziemi:) Magicznie.


Wstaję rano, za oknem deszcz.Zakładam kalosze i z latarką biegnę zajrzeć co z pracami. W środku 620C, gorąc jak diabli- króciutkie spojrzenie na prace- wszytskie całe. (w razie gdyby ktoś to czytał, nie polecam otwierania pieca na zbyt długo w tej temperaturze, nawet gdy w środku są prace szamotowe, a już w ogóle odradzam w przypadku gdy w środku pieca są prace z terracoty i cienkie w dodatku)  


W Szczecinie, na uczelni wszyscy spokojni- ja czuję się jak milion cząsteczek  gazu przemieszczających się  bezładnie i z wielką prędkością w próżni. Próbuję się wpasować w czas miejsce i przestrzeń siedząc przed brutalnie świecącym mi w oczy ekranem komputera. Nagle słyszę wykładowcę

"poruszanie się w programach graficznych jest intuicyjne"

"poruszanie się w programach graficznych NIE jest intuicyjne, rzeźbienie w glinie jest intuicyjne" kontestuję  mimowolnie


"bo ty przychodzisz ze świata lepienia pierogów dziewczyno" 

Dobrze, że lubię pierogi, bo inaczej bym się obraziła, a kuchnia z ceramiką faktycznie wiele ma wspólnego:)):)

Zostaję jeszcze chwilę przed monitorem komputera próbując bezskutecznie nie intuicyjnie, lecz z pamięci poruszać się w programie by zrealizować zadanie. Ciągle wyskakuje mi ten sam błąd, ciągle nie mogę przeprowadzić jednej idiotycznej operacji, nie wiem co jest źle, a pytać nie chcę bo prowadzący zajęty jest pokazem.

Cóż, jak to mówią...."trzeba wiedzieć kiedy odejść"
Wracam do siebie, przebieram kozaki na kalosze i  idę rozpakować piec.Wypał się udał. Radość.



poniżej obrazy z dedykacją dla wszystkich  grafików komputerowych;
powierzchnie ceramiczne mogą być  wyjątkowo inspirujące, polecam

mural ceramiczny-Richard Notkin

detal czarki, szkliwo krystaliczne Andrzej Mędrek

obiekt wypalany piecu typu anagama-Eric Knoch



  



 

5 komentarzy:

  1. naprawdę? od wykadowcy taki tekst?
    jeśli tak to ciekawe jakby zdefiniował intuicję...

    mural fantastyczny

    OdpowiedzUsuń
  2. używający różnych oprogramowań często używają sformułowania "intuicyjne", bo dla niektórych faktycznie takie jest; różna interpretacja tego słowa tylko potwierdza fakt ludzkiej różnorodności i odmienności :)

    OdpowiedzUsuń
  3. dobra dobra, ale żargon zawodowy to jedno, a naukowy to drugie... a gość jednak z katedry mówi...
    to co napisalaś, oznacza tylko tyle, że jeden program graf do drugiego jest podobny i jak czlowiek nauczy się pierwszego to i z drugim da radę. ładna mi intuicja;)

    OdpowiedzUsuń
  4. może masz rację, ja się nie wkręcam, gościa szanuję bo w swoim fachu jest bardzo dobrym rzemieślnikiem, a na to co powiedział patrzę jak się patrzy na czyjeś poczucie humoru-sama mam je niewybredne i często chlapnę coś i niechcący urażę:)

    OdpowiedzUsuń
  5. post napisałam bo poczułam chęć zabrania głosu i wyprostowania pewnych spraw-bo ceramika, z kuchnią owszem wiele wspólnego ma, ale ile się trzeba przy niej nabiegać i nakombinować aby stworzyć prace, wie ten kto je robi + uważam że dla większości ceramika to tzw."gary" podczas gdy jest to dyscyplina inna niż wszystkie, mająca swoje meandry, zakamarki i misteria, które ma szczęście i nieszczęście przeżywać ten kto ją robi i ten kto potrafi na nią patrzeć.

    OdpowiedzUsuń