"Cholera-myślę-w każdym innym momencie ale nie teraz!!!!Dlaczego ktoś właśnie teraz wybrał moment na odwiedziny?!!!"
Przypominam monument z błota, moje robocze ogrodniczki i buty pokryte są brązowo-czekoladową płynną gliną, ręce lepkie i w tym samym kolorze, od paru godzin biegam dookoła stożka o wymiarach 80x80x150 cm i okrywam go gazetami namoczonymi w płynnej glinie.
Z daleka widzę sąsiadkę Beatę. "Tutaj jestem!!!" krzyczę zza 2,5 m topinamburów którymi zasłonięte jest miejsce gdzie buduję piec z papieru.
Beata podchodzi, patrzy to na piec, to na mnie, po chwili pyta
-Co to właściwie jest?
-Piec-odpowiadam
- mmm, no tak, jak jest parcie to się rodzi-kwituje matka dwójki dzieci, po czym dodaje coś jeszcze i znika bo widzi, że dziś nie porozmawiamy....
Parcie było i to duże. Rzeźby do pieca powstały w połowie czerwca i mniej lub bardziej cierpliwie, przykryte czarnym plastikiem, znosiły burze i wichury których natura w tym roku nie szczędziła. Kończyło się lato, a wizja pieca, który miał powstać w lipcu stawała się nierealna. Lipiec był najbardziej mokrym miesiącem 2011 roku, w sierpniu trzeba było przygotować produkty na Święto Ceramiki w Bolesławcu i tak nastał wrzesień....a po wrześniu...wiadomo do zimy co raz bliżej....
Wiedziałam, że pieca jaki chciałam zbudować, tj opartego na strukturze z wikliny, a oblepionego 10 cm gliny ogrodowej, dającej dość dobrą izolację i wytrzymującej 1150C, nie postawię w tym roku...Jednocześnie czułam, że MUSZĘ spróbować wypalić prace w ogniu, MUSZĘ i JUŻ!!!
Dlaczego tak? Nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie...Uczestniczyłam w wypałach pieców typu anagama, pomagałam Walliemu Hayes w jego papierowo-samochodowym piecu postawionym w Aberystwyth Art Center, było i raku i soda-firing etc....ale to było kiedyś...zanim zamieszkałam na stałe w Casa del Sol...kiedyś jest przeszłością, a "teraz" jest TERAZ
Jak było?
Wypał zaczęłam ok 11.30, do ok 17-ej płomień był mały, dając tym samym możliwość doschnięcia prac i powolnego ogrzania się, po 17-ej zaczęłam napełniać mój fire-box do połowy i tego się trzymałam twardo do ok 20. O 19 nastał moment krytyczny, ogień wymagał w miarę stałej opieki i piec także-pokrywa papierowa zaczęła się przepalać i trzeba ją było od nowa uzupełniać. Wtedy pojawiła się Justyna, moja bratnia dusza, wraz z 5-cioma prześcieradłami. Zamiast papieru zaczęłam okładać piec namoczonym w glinie materiałem i to okazało się odkrywcze. Materiał dużo wolniej się przepalał, a glina narzucona na niego tworzyła mocniejszą strukturę. O 20-ej przybyła Agnieszka wraz ze swoim 12 letnim synem Michałem. Ona w mini-spódniczce, on spragniony kiełbasek na ognisku. Oboje od bramy krzyczeli-GDZIE TEN WYPAŁ, TU NIC NIE WIDAĆ!!!! Gdy się zbliżyli do pieca, zmierzyłam Agę krótkim spojżeniem i rzeczowo zapytałam
-A Ty co? Na plażę? Chcesz robocze ciuchy?
-Nie, odparła, jakoś sobie dam radę.....i dała. Agnieszka w klapkch i mini którą do końca życia będę pamiętać stanęła wyżej niż na wysokości zadania!!! Zaczęła dokładać do ognia, łamać gałęzie na krótsze odcinki i pilnować by fire-box był całkiem pełny w każdym momencie.Jej pomoc pozwoliła mi pilnować samej struktury pieca i poświęcenia mu całkowitej mojej uwagi. Gazety nie bardzo dawały rady przy ogniu jaki buchał, prześcieradła od Justyny się skończyły.....
"Psie wyrka!"-pomyślałam i pobiegłam na strych pozbawiając moich podopiecznych posłań ze starych szmat, kocy etc." Nie martwcie się Funfle, obiecuję że przed zimą załatwię Wam nowe, powiedziałam" i wróciłam do pieca.....Tym razem kończyła się glina garncarska.....
"Odkrywka!!!"-Odkrywka to dół w ogrodzie z którego w ciągu lata pozyskiwałam glinę do tynkowania i wypełniania ścian domu. Glina z odkrywki jest oczywiście pełna piasku, jednakże rozrobiona do odpowiedniej konsystencji nadaje się do obłożenia pieca.
To było "tynkowanie na gorąco":) i o dziwo to właśnie tynkowanie stworzyło skorupę ogniotrwałą...tak trwałą, że pod koniec wypału, gdy piec miał się rozpaść i umożliwić tym samym zasypanie prac mokrą trawą i trocinami w celu zredukowania tlenków, piec stał nie wzruszony jak skała.
Aga i Krzysiek o którym nie wspomniałam, a który, wcale nie chcący również się zaangażował, mieli już trochę dość. Była 2 nad ranem, a piec ani myślał się rozpadać. Czułam, że temperatura w środku opada i jeszcze chwila a z redukcji będą nici....Decyzja była szybka-odcinamy dopływ tlenu od strony fire-box'a zamiast od góry...ale jak? Właz miał średnicę 90 x 70 cm, skąd znaleźć coś co zakryje taką powierzchnię.....Wtedy nadeszło kolejne olśnienie: Beczka po 100 l oleju Castrol leżąca w stodole.....
Gdy zamknęliśmy właz beczką, nagle wszystko wokół się zmieniło. Ogień zamiast buchać i dawać światło, ucichł, a my bez słowa pieczołowicie zaklejaliśmy wszystkie pozostałe możliwe dojścia tlenu do pieca....Tam w środku był już kompletnie inny Świat-Magiczny Świat Ognia i Temperatury.....
Resztę nocy spędziłam przy piecu, tak na wszelki wypadek. Obudził mnie chłód poranka, Słońce i siedząca o 20 cm ode mnie sikorka uboga, nadająca swoją poranną audycję...Pierwsza myśl tego dnia to zdumiewające stwierdzenie-Świat jest taki jak był, druga-Świat już nie jest taki jaki był...:):):)
prace gotowe do wypału |
docinanie rur stalowych |
struktura z prętów stalowych |
stryktura z prętów stalowych i siatki |
prawie już zamknięte prace |
początek wypału |
piec zza topinamburów |
zaawansowane początki |
zaawansowane początki |
siesta przed prawdziwym hajcowaniem |
padalec spotkany pod gałęziami:) |
Agnieszka i Jej mini |
wielkie hajcowanie:) |
wielkie hajcowanie cd |
o poranku..... |
ceramik po porodzie:) |
Wszystkich zainteresowanych aspektem technicznym tego wypału zapraszam do przeczytania następnego artykułu, w którym będzie o ilości wiader gliny potrzebnej do oblepienia tego typu pieca, ilości gazet i innych obserwacjach:):):)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz